*Hayley*
Wszyscy oprócz mnie i Caroline, no i Matta który wrócił już do domu, zamknęli się w pokoju na górze i rozmawiali całą noc. Co jakiś czas było słychać krzyki Klausa, potem spokojny głos Bekahi, Elijah albo mówił tak cicho, albo w ogóle się nie odzywał. Nic nie chcieli nam powiedzieć, od kogo jest ta karteczka, czego od nas chce, czy zna Esther. Tyle miałam do nich pytań, ciągle ich przybywało. Caroline leżała na plecach głową w dół, wstawała tylko, żeby upić kolejny łyk alkoholu. Nie dziwie jej się, przyszła w odwiedziny do tego domu, a co ją spotkało? Porwanie przez Esther, choroba, kolejne spotkanie z matką Klausa, a teraz jeszcze jakiś nieznajomy robi sobie jakieś żarty. Kiedy to się skończy.
- Działajmy na własną rękę! - stwierdziłam szybko, dziewczyna uniosła wzrok.
- Ostatnio jak działałam na własną rękę to nie poszło za dobrze. - uśmiechnęła się lekko i uniosła ramiona na znak bezradności.
-Trochę optymizmu! - rzuciłam się na fotel po drugiej stronie pokoju.
Nagle podskoczyłam kiedy ktoś, trzasnął drzwiami na piętrze. Kroki były coraz donośniejsze, aż w końcu rodzeństwo zbiegło po schodach.
- Jesteś próżny! - rzuciła Rebekah - zresztą ty też! - powiedziała, mierząc Elijaha wzrokiem.
- Tak! Jestem próżny, dobrze mi się z tym żyje.
- Niklaus, posłuchaj tego co mówisz, to szalone.
- A więc jestem szaleńcem.
Przeszło mnie uczucie niewiedzy, jeśli mogę to tak określić.
Rozmawiali o sprawie która mnie dotyczy, ale ja całkiem nie wiem o co chodzi. Czy teraz moje życie będzie opierać się na samych tajemnicach i niewiadomych. Na ciągłej niepewności? O, no dlaczego ja, dlaczego my.
Caroline wstałam z fotela, najwyraźniej poirytowana zaistniałą sytuacją, pchnęła lekko Klausa w ramie.
- Powiecie mi w końcu o co tutaj chodzi?! Mam dość tych chorych tajemnic!
- Usiądźcie - nakazał Klaus, siadając pierwszy - Zanim zabiliśmy matkę, ona zaczarowała kilka czarownic, w tym naszą przesłodką Davine. Jakiś chory satanistyczny wampir szaleniec pragnie naszej śmieci, zagłady - spojrzał na nas - tak jak w kreskówkach. A więc wyżej wymieniony idiota tworzy armie innych idiotów, trzeba go pokonać, dobro zwycięży zło. Tym razem to ja jestem dobrem, czyż to nie brzmi komicznie?
- Okey, więc jaki jest problem atomówko? - spytałam, pamiętając jedną z kreskówek.
- Potrzebujemy kogoś - pierwotny skrzywił się.
- Ale Niklaus, ostatnim razem przy rozmowie, prawie go zabił, nie będzie chciał współpracować. - stwierdził Elijah.
- Z Caroline będzie chciał - rzuciła Rebekah.
Frontowe drzwi lekko otworzyły się, skrzypią przy tym okropnie, wszyscy dynamicznie obróciliśmy się. W drzwiach ukazał się nasz "problem" wszystko od razu pojęłam.
- Witaj boska - to Enzo.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ