poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 9
*Hayley*
Wszyscy oprócz mnie i Caroline, no i Matta który wrócił już do domu, zamknęli się w pokoju na górze i rozmawiali całą noc. Co jakiś czas było słychać krzyki Klausa, potem spokojny głos Bekahi, Elijah albo mówił tak cicho, albo w ogóle się nie odzywał. Nic nie chcieli nam powiedzieć, od kogo jest ta karteczka, czego od nas chce, czy zna Esther. Tyle miałam do nich pytań, ciągle ich przybywało. Caroline leżała na plecach głową w dół, wstawała tylko, żeby upić kolejny łyk alkoholu. Nie dziwie jej się, przyszła w odwiedziny do tego domu, a co ją spotkało? Porwanie przez Esther, choroba, kolejne spotkanie z matką Klausa, a teraz jeszcze jakiś nieznajomy robi sobie jakieś żarty. Kiedy to się skończy.
- Działajmy na własną rękę! - stwierdziłam szybko, dziewczyna uniosła wzrok.
- Ostatnio jak działałam na własną rękę to nie poszło za dobrze. - uśmiechnęła się lekko i uniosła ramiona na znak bezradności.
-Trochę optymizmu! - rzuciłam się na fotel po drugiej stronie pokoju.
Nagle podskoczyłam kiedy ktoś, trzasnął drzwiami na piętrze. Kroki były coraz donośniejsze, aż w końcu rodzeństwo zbiegło po schodach.
- Jesteś próżny! - rzuciła Rebekah - zresztą ty też! - powiedziała, mierząc Elijaha wzrokiem.
- Tak! Jestem próżny, dobrze mi się z tym żyje.
- Niklaus, posłuchaj tego co mówisz, to szalone.
- A więc jestem szaleńcem.
Przeszło mnie uczucie niewiedzy, jeśli mogę to tak określić.
Rozmawiali o sprawie która mnie dotyczy, ale ja całkiem nie wiem o co chodzi. Czy teraz  moje życie będzie opierać się na samych tajemnicach i niewiadomych. Na ciągłej niepewności? O, no dlaczego ja, dlaczego my.
Caroline wstałam z fotela, najwyraźniej poirytowana zaistniałą sytuacją, pchnęła lekko Klausa w ramie.
- Powiecie mi w końcu o co tutaj chodzi?! Mam dość tych chorych tajemnic!
- Usiądźcie - nakazał Klaus, siadając pierwszy - Zanim zabiliśmy matkę, ona zaczarowała kilka czarownic, w tym naszą przesłodką Davine. Jakiś chory satanistyczny wampir szaleniec pragnie naszej śmieci, zagłady - spojrzał na nas - tak jak w kreskówkach. A więc wyżej wymieniony idiota tworzy armie innych idiotów, trzeba go pokonać, dobro zwycięży zło. Tym razem to ja jestem dobrem, czyż to nie brzmi komicznie?
- Okey, więc jaki jest problem atomówko? - spytałam, pamiętając jedną z kreskówek.
- Potrzebujemy kogoś - pierwotny skrzywił się.
- Ale Niklaus, ostatnim razem przy rozmowie, prawie go zabił, nie będzie chciał współpracować. - stwierdził Elijah.
- Z Caroline będzie chciał - rzuciła Rebekah.
Frontowe drzwi lekko otworzyły się, skrzypią przy tym okropnie, wszyscy dynamicznie obróciliśmy się. W drzwiach ukazał się nasz "problem" wszystko od razu pojęłam.
- Witaj boska - to Enzo.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 8
*Elijah*
Ona jest sensem mojego życia, teraz kiedy ledwo oddycha, ono traci wartość, wali się mój świat. Mówię do niej, czekam na jej odpowiedź. Teraz tak bardzo żałuje, że nie byłem z nią częściej, że nie powiedziałem jej tych dwóch ważnych słów. Dobry boże gdybym mógł cofnąć czas..ten jeden raz. Nie pozwoliłbym na to, wybacz mi Hayley. Moje rozmyślania przerwał Klaus, starając się cicho wejść do pokoju.
- Dalej ze mną nie rozmawia, obwinia się o to co się stało - mój brat mówił o Caroline, która przez kilka dnia nie wychodzi z pokoju. - Elijah, bałem się o nią, a przez to Hayley ucierpiała.
- Ucierpiała? Ucierpiała?! Klaus ona umiera! - zawahałem się na chwilę, wziąłem głęboki oddech i kazałem wyjść mu z pokoju, potrzebowałem chwili spokoju.
Zmierzył mnie wzorkiem, ale w końcu wyszedł.
*Klaus*
Czym zawiniłem? Caroline nie chce rozmawiać, brat nawet nie chce mnie widzieć, a Rebekah wraz z Mattem wciąż przeżywa to co się stało. Pozostała mi tylko Hope, jednak gdyby była starsza z pewnością także zaprzestałaby rozmów ze mną. Tylko pytam..czym zawiniłem?! Nie chciałem tego, to nie moja wina! Co mogłem zrobić, ściągnąłem najlepszą czarownice, ratujemy ją, robię co tylko mogę. Postanowiłem wrócić do pokoju.
- Czy...czy ja mogę? Musisz..chyba musisz odpocząć bracie.
- Wracam za kilka chwil - rzucił szybko, wychodząc z pokoju.
Usiadłem ma skraju łóżka, rana na brzuchu dziewczyny powoli się goi, co chyba jest dobrym znakiem. Chwyciłem jej dłoń, przez chwile nie wiedząc co mówić.
- Chyba wiesz, że nie możesz odejść, tak? Co tam jakiś zatruty nóż, jesteś silniejsza Hayley, wiem to, wiem że wygrasz. Ja..umiem zająć się Hope, nie wiem jak. Tyle razy mówiłem ci, że byłyście błędem w moim długim życiu, to nie prawda - otarłem oczy, jednak nie powstrzymywałem już dłużej bólu - przepraszam, tylko zostań tutaj, okej? Nie dla mnie, nie mógłbym o to prosić, ale dla Elijaha, mojej siostry, dla Hope. Nie będę zajmował dłużej twojego czasu. - wstałem, myśląc o wszystkim co powiedziałem przed chwilą.
- Teraz wiem, że nie jesteś tylko cynicznym egoistą - odezwał się słaby głos.
-Hay...Hayley?
- Jednak wiesz jakie zioła wybrać - Elijah szedł do pokoju, uśmiechając się szeroko.
- Tego się nie spodziewałam - dziewczyna słabo zaśmiała się - Twój brat potrafi pięknie mówić, kiedy trzeba, Elijahu - stwierdziła.
Oczywiście wszyscy roześmialiśmy się, reszta czyli Caroline, Rebekah, Matt z Hope weszli do pokoju witając wilczycę  z powrotem.
*Hayley*
Po kilku godzinach byłam na tyle wypoczęta by zjeść na dół, wszyscy siedzieli w salonie, pijąc jakiś alkohol.
- Witamy, witamy! - Rebekah ustąpiła mi miejsca na fotelu, usiadł na jego oparciu i objęła mnie. Uśmiechnęłam się do Elijaha, który nie był w stanie nie roześmiać się.
- Świętujemy, koniec tego wszystkiego! - stwierdził Klaus, obejmując Caroline, która wyglądała znacznie lepiej niż kiedy widziałam ją ostatnim razem.
Śmiejąc się i rozmawiając usłyszeliśmy pukanie do drzwi, Matt wstał i poszedł do drzwi.
- Ee, moge was tutaj prosić - wszyscy wybiegliśmy z pokoju, ja oczywiście z lekką pomocą.
Chłopak trzymał w rękach jakąś kopertę ze znakiem róży w prawym górnym rogu.
- Kto to był? - spytałam, bez wahania podał mi kartkę, która była w środku. - To nie koniec waszych kłopotów, to dopiero początek, a ja zdecyduje co i kiedy się stanie, a ta wilcza dz**ka - załamał mi się głos - żyje tylko dzięki mnie, miłej zabawy.
- Esther?Przecież ona nie żyje! - wkurzył się Matt, głośno zamykając drzwi.
- To nie Esther.. - Klaus spojrzał na Elijaha - To coś gorszego.

Czytasz = Komentujesz 

sobota, 10 stycznia 2015

 *do czytania* https://www.youtube.com/watch?v=t-fSYl44I3A

Rozdział 7
*Caroline*
Rebekah wróciła wczoraj późnym wieczorem, z niespodzianką, wzięła ze sobą Matta! Chcą spędzić razem trochę czasu, więc obiecali zająć się małą Hope, kiedy my będziemy realizować plan Hayley.
Wyszli już rano, pojechali za miasto, zrobić sobie małą wycieczkę. 
Wciąż nie czułam się na siłach, trudno było mi podnieść się z fotela, brzuch bolał mnie tak jakby wbijali mi od środka gwoździe. Za każdym ruchem bolało coraz bardziej, jednak nie chciałam aby któreś z nich widziało jak naprawdę się czuję. Klaus skontaktował się z matką,a wrócił do domu wstrząśnięty i lekko zmieszany, nie chciał z nikim rozmawiać. Teraz jednak musi rozmawiać z bratem i Hayley żeby wszystko co do dzisiejszego dnia było pewne. W końcu po chwili podszedł i wziął mnie na ręce.
-Nie bój się nie dam cię skrzywdzi - obiecał - nie dam - powtórzył jakby bał się, że nie dotrzyma złożonej przed chwilą obietnicy.
-Klaus, tylko cholera trzymaj się tego planu! - krzyknęła Hayley, a Klaus trzasnął drzwiami.
Po chwili staliśmy już w lesie, w miejscu którego wcześniej nie widziałam.
*Hayley*
Nie czekaliśmy z Elijahem długo, już po kilku minutach ruszyliśmy w umówione miejsce, wspięliśmy się na najwyższe drzewa i czekaliśmy.
Caroline nad czymś myślał. Klaus bacznie ją obserwował.
-Czy coś się stało, oprócz...tego?
- Nie - odpowiedziała szybko kiwając głową, po prostu nad czymś myślała.
Zaczęło się ściemniać, byłam zmęczona, oparłam głowę o pień. Mikaelson jednak nie pozwolił mi spać długo, bo w jednej chwili ścisnął mocno moją dłoń i szepnął "zaczyna się". Otworzyłam szeroko oczy, Ester powoli zbliżała się do pary.
Klaus niechętnie pchnął dziewczynę w stronę matki. Zrobił to z takim bólem w oczach, jakby ktoś właśnie dźgnął go nożem. Opuścił ręce w dół.
- Masz ją - powiedział poważnie.
Dopiero teraz zauważyłam trzech facetów za nią, to pewnie jej straż.
Kazała blondynce iść w stronę trzech wampirów.
- A wilczyca? - spytała po chwili, a moje serce zamarło.
- O niej nie było mowy.
-Och, Klaus, chcę je obie. -stwierdziła ostro.
-Niech odejdą. Ci tam - wskazał na facetów - chce porozmawiać na osobności
Kobieta skinęła a oni odeszli, oprócz jednego, który uparcie stał za nią
- Ten też. - syknął Klaus, jeszcze ostrzej niż wcześniej i rzucił ostrzegawcze spojrzenie.
-On zostaje, chciałeś rozmawiać, mów.
Caroline zniknęła mi z oczy, ruszyłam w las.
*Caroline*
Nie widziałam nigdzie nikogo ze swoich, tylko tych dwóch palantów. Czułam jak nóż w moim bucie ociera się boleśnie o skórę.
- Do środka laleczko - wskazał na drzwi jakiegoś budynku, który dopiero teraz zauważyłam.
- Nie tak szybko! - Hayley zeskoczyła z drzewa.
Była taka szybko, przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje.Wilczyca przebiła nożem serce jednemu z nich.
Drugi strażnik szybko zareagował, rzucił w stronę Hayley drewniany kołkiem, trafił.
- Hayely! Nie! - wyjęłam sztylet z buta i dźgnęła go, ale co z tego, było za późno.
Usiadłam obok niej, to była moja wina, poświęciła się dla mnie? Nie, ona przeżyje, na pewno  to przejdzie, jest silna. Powtarzałam tak w kółko, mając nadzieję, że stanie się to prawdą.
Zza krzaków wyłonili się uśmiechnięci bracie, gdy Elijah zobaczył ukochaną padł na kolana.
Ten widok rozdarł jego serce na miliony małych kawałków, nie wiedział co zrobić.
Przysunął się do niej, wsunął jej głowę na swoje kolana, głaskał jej włosy. Co chwilę sprawdzał czy to naprawdę ona, czy to ona tu leży. 
-Niee...nie ty. - szepnął.
-Elijah..? - spytała słabym głosem
- Tak? - odpowiedział,a po policzku spłynęły łzy.
- Kocham cię, Elijah, zawsze kochałam.
 -Ciii - uciszył ją -wyjdziesz z tego, obiecuje -  Hayley zamknęła oczy, oddychała.- Ja także.. - otarł łzy - zawsze cię kochałam, zawsze będę cię kochał.
-Udało wam się?
- Tak..udało się - tym razem otarł jej łzy, nie byłam w stanie powstrzymać swoich. - jak taki plan mógłby się nie udać?
Czytasz = Komentujesz

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 6
*Elijah*
Postanowiłem zejść na dół, by powstrzymać mojego brata przed jaką głupotą. Zszedłem po schodach, mając nadzieję, iż Niklaus jeszcze nie wyszedł. Moja nadzieja spełniona. Klaus stał przed kominkiem, popijając whiskey.
- To nie rozsądne, bracie - zacząłem - nasza matka jest teraz silniejsza niż kiedykolwiek, a ty swoim zachowaniem, jedynie zdenerwowałeś Caroline.
- Nie widzisz?! Ona chce zawładnąć naszym życie, zabrać... - zawahał się - zabrać nam je! - ryknął, rzucając szklanką o ścianę. - Ja...ja na to nie pozwolę! Rozumiesz mnie, bracie?!
Słyszałem, jak dziewczyny zbiegają po schodach, najwyraźniej wszystko słyszały.
Caroline podbiegła do Klausa.
- Uspokój się, co zamierzasz zrobić? Nie powstrzymasz jej.
- Nie wiesz do czego jestem zdolny!
- I nie chce wiedzieć! - rzuciła się na fotel - jesteś taki...uparty!
Klaus usiadł na boku fotela tuż obok Caroline, westchnął, w geście poddania się.
- Więc co proponujecie? - zapytał, rzucając mi błagalne aczkolwiek wrogie spojrzenie.
Hayley przysłuchiwała się nam od dłuższej chwili z uwagą, odrzuciła gazetę, którą wcześniej czytała i stanęła na środku pokoju, tak abyśmy wszyscy ją widzieli.
Nasze spojrzenia skupiły się na niej.
- Mam plan, głupi plan, ale może zadziałaś - zaczęła - Klaus, udasz, że chcesz dołączyć do matki, a na dowód oddasz jej Caroline...
- Ani mi się śni! - zerwał się na równe nogi, natomiast my posłaliśmy mu srogie spojrzenia.
Sam nie chciałem narażać dziewczyny na niebezpieczeństwo, ale chciałem wysłuchać tej propozycji do końca.
- Jeśli mogę kontynuować, Esther na pewno nie przyjdzie sama. Caroline damy ci też, hm, ubezpieczenie. Ja i Elijah będzie na drzewach, tak aby mieć wszystko pod kontrolą. W razie wypadku, zareagujemy, więc Caroline nic się nie stanie, zresztą, sama jest wampirem, da radę.
- Jest jeszcze osłabiona, moja matka tak na nią zadziałała, nie widzisz jak wygląda?!
- Dzięki - szepnęła blondynka, lekko uśmiechając się - Hayley, więc co dalej, jak chcesz ją powstrzymać.
- A tak! Klaus, uznasz, że chcesz pogadać z mamą na osobności, o hm, dalszym działaniu. Ona zostawi sobie góra jednego strażnika. Wtedy kiedy ich już nie będzie, zaczniesz rozmowę. Ja ruszę za Caroline i tymi tam, co z nią będą, uwolnię, ją. A Elijah zajdzie matkę od tyłu i ... no wiesz.
- Jestem za - powiedziałem. Nie chciałem zabijać matki, ale następna po blondynce może być Hayley, a tego nie zniosę.
- Jak się z nią skontaktujemy? - spytała słabo Caroline.
- Tym zajmie się Klaus - odpowiedziała Hayley
- Najgorsze zawsze, muszę robić ja, oczywiście - odpowiedział i wyszedł z domu
- Tylko pamiętaj o naszym planie! - Hayley obróciła się i rzuciła.
Podszedłem, do dziewczyny i ująłem jej twarz w ręce
 - Jesteś genialna - uśmiechnąłem się lekko - Kocham cię - lekko pocałowałem dziewczynę, a ona przytuliła mnie mocno.
- Myślisz, że to się uda? - spytała
- Taki plan ma się nie udać? Żartujesz? - odpowiedziałem ze śmiechem.
Czytasz = Komentujesz