czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 3
*Elijah*
- Ester! - krzyknął Niklaus.
Zaczęliśmy myśleć o które miejsce chodzi naszej drogiej matce, postanowiliśmy najpierw sprawdzić stary dom na końcu lasu. Bawiliśmy się tam wiele lat temu, byliśmy naprawę mali. Niestety przestaliśmy tam przychodzić, a nasza matka bardzo nam to wypominała.
Nie wiedzieliśmy dlaczego tak ważne było dla niej abyśmy tam się bawili, do tej pory nie wiemy. Ruszyliśmy szybko w stronę lasu. Mój brat był poddenerwowany. Starałem się zachować spokój, ale tutaj chodziło o Hayley.
- Zabije ją - stwierdził Klaus.
- Spokojnie bracie - odpowiedziałem.
- Może ty musisz martwić się tylko o jedną osobę tam, ale mi zależy na dwóch. Caroline to moja ukochana a Hayley to matka mojej córki, pamiętaj o tym.
Poczułem się dziwnie głupio
*Hayley*
Obudziłam się w starym domu, ta blondynka, Caroline leżała obok mnie, cholera co jej się stało? Wygląda jakby ktoś ją pobił....co się stało.
- O, witamy. Hayley prawda? Matka tego nienarodzonego bachora Hope. -powiedziała kobieta, a ja wstałam z zamiarem zaatakowania jej, ale zorientowałam się, że moje ręce są związane. - Daj mi kontynuować proszę. Dziewczyna mojego syna Elijaha, a także była Niklausa, przyjaciółka mojej córki, znam cię dobrze. Szkoda, że ty raczej nic o mnie nie wiesz. Jestem Ester.
Elijah opowiadał mi o swojej matce, ale czego ona od nas chce?
- Co zrobiłaś tej dziewczynie?!
- Nie chciała mówić, więc musiała....
Przerwał jej trzask otwieranych z hukiem drzwi.
- Mamy naszych gości!
Do środka wkroczył Klaus, a tuż za nim jego brat. Na widok matki stanęli jak sparaliżowani.
Choć byłam pewna, że wie o tym, że to ona nas porwała. Caroline obudziła się z krzykiem, a Klaus ruszył do niej. Ester na to pozwoliła ku mojemu zdziwieniu. Pierwotny przytulił wampirzycę i szepnął jej coś do ucha, co najwyraźniej uspokoiło ją.
- A teraz ty matko - w jego oczach ponownie pojawiła się złość -czego chcesz?
- Byście poznali co to cierpieć!
Wypowiedziała jakieś zaklęcie, kołki które leżały obok wbiły się w brzuch Caroline.
Krzyknęła, a kolejne kołki leciały już w jej stronę.
Dziewczyna patrzyła na Ester w przerażeniem i łzami w oczach.
- Przestań - poprosiła
Z tyłu chyba ktoś był, ale kiedy odwróciłam się, czując przerażający ból, nic nie zauważyłam.  Zauważyłam, że blondynka nagle miała wolne ręce, kiedy się uwolniła.
Wszystko naglę zaczęło wirować. Ten wampir, Enzo pojawił się znikąd, wziął dziewczynę na ręce i szybko ruszył w stronę drzwi. Klaus rozwiązał moje ręce, a Elijah skręcił matkę kark, po czym bił magiczny sztylet w jej zimne serce. Nie zrobił tego tak łatwo, widać było, iż zawahał się, a w jego oczach pojawiły się łzy, które szybko odeszły. Ktoś wziął mnie na ręce i wyniósł z domu.
*Caroline*
Enzo wyniósł mnie na dwór, nie dziękując zeskoczyłam z jego rąk i podbiegłam do biednej dziewczyny, która trafiła tu ze mną. Nad nią stał Elijah i krzyczał:
- Hayley? Obudź się, nie opuszczaj mnie, błagam. Nie możesz mi tego zrobić!
Dziewczyna powoli zamykała oczy, była coraz słabsza.
- Nigdy nie zawaham się mówić, że Cię kocham. Kocham Cię! Od pierwszego dnia kiedy cię zobaczyłem. - kontynuował, a ona zamknęła oczy do końca.
Elijah rzucił się w ramiona brata, który stał zszokowany. Oboje płakali.
Pierwszy raz widziałam ich obu w takim stanie, ale przecież nie mogę się dziwić, sama też płakałam. Enzo objął mnie, a ja oparłam twarz o jego ramie.
- Odeszła...- mówił Mikaelson - zostawiła mnie, zostawiła nas, ona ją zabiła.
Upadł na kolana, wziął wilczycę w ramiona i mówił coś do niej.
Nie byłam w stanie uwierzyć w to co się dzieję, to okropne. Dlaczego ona, nie zasługiwała na coś takiego, nie ona. Zdałam sobie strawę jak bardzo polubiłam tę dziewczynę, jak bardzo jej życie nie było mi obojętne.
- Elijah...to...to ty? - szepnęła Hayley!
- Ty żyjesz? Ty żyjesz! Najukochańsza!
Każdy zwrócił się w ich stronę, Klaus podszedł i pocałował mnie mówiąc:
- Kocham cię, pamiętaj o tym, pamiętaj - nie wiem dlaczego mi to powiedział, ale było to naprawdę szczerze. Potem zwrócił się w stronę pary na ziemi i ucałował dziewczynę w czoło. Starszy brat ruszył do szopy, ktoś musi coś z robić z tą szaloną kobietą.
-Nie ma jej! Nie ma! - krzyknął

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 2
*Hayley*
Wczoraj zdecydowałam, że muszę odpocząć, więc Bekah kazała mi położyć się, a z jej bratem miałam porozmawiać dziś.  Leżałam właśnie w łóżku kiedy ktoś zastukał do drzwi, nie oczekując odpowiedzi, od razu wszedł. Był to Elijah, spytał czy wszystko gra, a ja pokiwałam oznajmiając, że jest okej. Oparł się o ścianę i patrzył na mnie z zaciekawieniem. Czekałam, aż zacznie mówić o tym co tak bardzo chciał mi wyznać, ale chyba nie wiedział jak zacząć. Byłam tak ciekawa, że pomogłam mu troszkę.
- Wczoraj, chyba chciałeś mi coś powiedzieć, prawda? - zaczęłam
- Tak, chciałem. Hayley....- poczułam się niezręcznie, on stał a ja siedziałam, kiedy wyznawał mi coś ważnego - proszę nie wstawaj - powiedział, kładąc rękę na moim ramieniu.
Następnie usiadł obok mnie i mówił dalej:
- Muszę powiedzieć Ci, że kiedy Cię nie widziałem, było mi źle. Chyba...uważam, że czuje coś do Ciebie. - zawahał się - na pewno coś do Ciebie czuje.
Poczułam przypływ pozytywnej energii słysząc to. Uśmiechnęłam się lekko, a on ścisnął moją dłoń.
Zbliżyliśmy się do siebie o kilka centymetrów. Nasza usta prawie się styknęły kiedy cofnął się.
- Czy, zrobiłam coś źle - spytałam
- Nie, nie o Ciebie chodzi.
- Jest ktoś jeszcze? - nasuwało mi się pytanie, czy dalej myśli o tej dziewczynie, czy ma ją w głowie. - Myślisz o niej? O Tatii?
- Hayley....
- Wiedziałam! Wiedziałam! - krzyknęłam - Nie chce z tobą rozmawiać, wyjdź stąd!
Było mi okropnie smutno, zwłaszcza, że ja też coś do niego czuje, okazałam mu to bardzo wyraźnie. Wstał i zachwiał się lekko.
- Kocham Cię - powiedział, po czym nachylił się i pocałował mnie delikatnie.
*Caroline*
 Byłam dość zdezorientowana, Klaus oczekiwał odpowiedzi, ale nie wiem czy mogę pozwolić mu zbliżyć się do mnie. Przy nim nie panuje nad emocjami, ale on stał taki smutny. Nie wiem czy grał, czy naprawdę było mu przykro, bo była duża możliwość, że odpowiem nie.
- Klaus ja...
- Caroline, ja nie umiem żyć bez Ciebie, bez twojej obecności, bez twoich oczy w których nie raz się zgubiłem, bez twojego słodkiego uśmiechu, bez twojego dotyku, nie mogę żyć nie widząc Ciebie. Wtedy nic nie ma sensu. Błagam nie mów nie, chce być blisko Ciebie. -
Zbliżył się do mnie, emocje które czułam sparaliżowały nie, choć chciałam się cofnąć nie mogłam. Nachylił się, a ja po prostu zamknęłam oczy i poczułam smak jego ust.
To była cudowna chwila, którą oczywiście ktoś musiał przerwać!
- Przeszkadzam gołąbeczki? - spytałam osoba z tyłu. Odwróciłam się szybko by zobaczyć kto to. Oo nie Enzo! Dlaczego akurat teraz?!
- Enzo...nie...bo my.
- Tłumaczysz się mu? - spytał Klaus
Ewidentnie posmutniał widząc mnie wraz z Klausem w takiej scenie, ale nie chciał żeby Mikaelson zobaczył to, więc starał się zachować powagę. Trochę marnie mu to szło.
- Idziemy kochaniutka, pamiętasz Hayley i mojego uroczego brata? Idziemy ich odwiedzić.
*Hayley*
Oboje w lepszym humorze zeszliśmy na dół, Elijah powiedział, że przyszedł Klaus z Caroline.
Przywitaliśmy się z nimi i usiedliśmy w salonie, głowa zaczęła mnie boleć, ale nie chciałam psuć tej chwili, nawet nowa "dziewczyna" Klausa się cieszyła.
Wszyscy rozmawiali, zaczęło mi się kręcić w głowie, podeszła do mnie jakaś blondynka.
- Rebekah?
- Nie Caroline, dobrze się czujesz Hayley?
- Nie
Musze wyjść z Hayley na dwór słabo jej! - krzyknęła do wszystkich.
*Elijah*
Postanowiliśmy z bratem sprawdzić co się dzieje u dziewczyn, nie wracały z dworu już bardzo długi czas.
Wyszliśmy więc na dwór, ale nigdzie ich nie było, rozejrzeliśmy się po ulicy. Krzyczeliśmy ich imiona.W końcu wróciliśmy z nadzieją, że wróciły tylnymi drzwiami, natomiast na  werandzie znaleźliśmy kartkę:
"Teraz zobaczycie co to ból
Jeśli chcecie je odzysać
Przyjdziecie tam gdzie Elijah i ty
Bawiliście się w dzieciństwie"
- Ona! - krzyknął Klaus
Czytasz = Komentujesz 

środa, 19 listopada 2014

Rozdział 1
*Caroline*
Mystic Falls stało się spokojne. Wiem że to całkowicie nie możliwe, ale tak jest. Jak na razie wszyscy są szczęśliwi. Nie ma ludzi którzy zakłócali by ten spokój i ciszę. Enzo zaprosił mnie gdzieś, sama nie wiem gdzie. Za nic nie chciał mi powiedzieć. Miałam się zastanowić i odpowiedzieć mu dzisiaj.
Poszłam do lasu, tam zawsze dobrze mi się myślało, a teraz potrzebowałam chwili samotności.
Klaus wyjechał do Nowego Orleanu i wiecej o nim nie usłyszałam. Dotarłam właśnie do drzewa przy którym ostatni raz go widziałam.
Dokładnie pamiętam, bo zdarliśmy korę z jednego miejsca i tam wyrył moje imie. Najpierw o tym nie wiedziałam, dopiero kiedy przyszlam tu któregoś razu to zauważyłam, no i mam pewność, że to on zrobił. Oparłam się o drzewo i zaczęłam myśleć o propozycji Enzo, ale jednak chyba  z niej nie skorzystam.
Z jednej strony chciałam spędzić z nim kilka chwil, a z drugiej nie. Walnęłam rękom o drzewo, ale zamiast kory poczułam inną rękę. Ktoś tam stał.
Zrobiło mi się strasznie głupio więc odwróciłam się żeby przeprosić. Jednak zastałam tam kogoś kogo bym się nie spodziewała.
- Klaus?
- Mi też dobrze Cię znowu widzieć, Caroline. - uśmiechnął się.
- Co ty tu robisz?!
- Tęskniłem, nie cieszysz się?
Serce zaczęło mi bić szybciej. Ciągle coś do niego czułam. Gdy go nie było to uczucie mnie pogrążało, ale teraz kiedy go widzę nie mogę powstrzymać uśmiechu.
W głębi duszy, wtedy w lesie nie chciałam powiedzieć, żeby odszedł. Sama nie wiem czemu to zrobiłam.
- Wiem, że obiecałem, ale zwariuje bez ciebie.
- Klaus...
- Wiem też, że nie odwzajemniasz moich uczuć, ale pozwól mi być blisko. - zawahał się, zresztą ja też w końcu tak czy tak, bardzo chciałam go pocałować - to jak blondyneczko?
*Hayley*
Pojechałam do Nowego Orleanu po to by szukać rodziców, jednak nic z tego. Nie dowiedziałam się niczego. Zdecydowałam że nie będę się już tym zadręczać, może ta informacja sama do mnie przyjdzie. Szukałam też Klausa, chciałam żeby stał się częścią nie mojego życia, ale życia naszego dziecka. Niestety nie znalazłam go, słuch po nim zaginął, na szczęście spotkałam jego siostrę, nazywa się Rebekah, znam ją już trochę i naprawdę ją polubiłam.
Razem wróciłyśmy do Mysic Falls, mamy tu dom. Jest on duży, ma kilkanaście pokoi i jest w staroświeckim stylu.
Kiedy byłyśmy przed drzwiami chwyciłyśmy się za ręce, bo miałyśmy nadzieję, że w środku zastaniemy Elijaha.
Bekah bardzo chciała znowu zobaczyć brata, ja zresztą też, myślę iż chyba poczułam coś do niego. Jeszcze nie wiem  co dokładnie, ale wydaje mi się, że to silne uczucia. Powoli weszłyśmy do środku, nikogo nie zauwarzyłyśmy, a światła były zgaszone.
- Chyba jednak go nie ma - powiedziała z żalem Rebekah kiedy weszłyśmy dalej
- Myślisz, że wyjechał z Klausem? - zapytałam, bardzo licząc, że tak nie jest.
- Oby nie. - odpowiedziała szybko, równie zadenerwowana.
Usiadłyśmy więc obok siebie. Powiedziałam jej że na pewno wróci choć sama tak nie myślałam.
Czekałyśmy aż coś w końcu się stanie, zadzwoni telefon, ktoś wejdzie, cokolwiek.
Siedziałyśmy tak już kilka dobrych minut, obie całkiem posmutniałyśmy.
- On chyba jednak...... - przerwał  mi dzwięk otwieranych drzwi. Zerwałyśmy się na równe nogi.
Ktoś zapalił światło w przed pokoju, a jego kroki były coraz donośniejsza. Mocno ścisnęłam ramię fotela, licząc, że to osoba której oczekuje.
- Hayley, Rebekah miło was widzieć - odezwała się osoba w której rozpoznałam Elijaha!
Obie rzuciłyśmy się mu w ramiona.
- Nie wiesz jak bardzo tęskniłam - odezwała się jego siostra.
- Ja również. Hayley jak...jak się czujesz, wszystko w porządku?
- Teraz już tak - powiedziałam, a on uścisnął moją dłoń z czułością.
- Musimy o czymś porozmawiać, ja...muszę Ci coś wyznać.
Czytasz = Komentujesz